24 lip 2016

Szósty: Cut


Pamiętałam go jak przez mgłę, ale byłam pewna, że to był on. Patrzył na mnie tym samym wzrokiem jak kiedyś, wtedy gdy widziałam go po raz pierwszy i ostatni. Była to mieszanina zdziwienia i ciekawości. Minęło kilka dobrych lat, jednak prawie w ogóle się nie zmienił, poza kilkoma nowymi zmarszczkami, które pojawiły się na jego czole.
Siedziałam na tylnym siedzeniu z kolanami przyciągniętymi pod brodę, przyglądając się skupionemu na drodze mężczyźnie. Ostatnimi czasy za dużo działo się w moim życiu, żebym była w stanie uwierzyć w to, że zupełnym przypadkiem znaleźli się w klubie, aby uratować mi tyłek przed Michaelem.
Cały czas przerażało mnie to, jak bezbronna wobec nich byłam. Derek czy Ashton, oni byli szybsi i silniejsi. W starciu jeden na jeden nie miałam żadnych szans. Nie wiedziałam nawet, przed czym miałabym się bronić. Czarne oczy i umiejętność pojawiania się i znikania prawdopodobnie nie są jedynymi zdolnościami, które posiadali, ale nie byłam pewna czy chciałam poznać inne.
Przeklęty Calum! Jaka ja byłam głupia i w ogóle go posłuchałam i poszłam do tego cholernego klubu? Mogłam przecież spokojnie siedzieć w domu i użalać się nad sobą, ale zachciało mi się słuchać rad mojego, pożal się Boże, przyjaciela. Swoją drogą ciekawe czy w ogóle zorientował się, że mnie nie ma. Dlaczego on musi tak często myśleć nie tą częścią ciała co potrzeba? Następnym razem, gdy wpadnie na tak mądry pomysł, osobiście go uduszę.
– Hej! – usłyszałam głos Luke’a, który wyrwał mnie z zadumy. – Nikogo nie zabijaj, Faith, okej?
Zamrugałam kilkukrotnie, analizując, co właśnie do mnie powiedział, po czym niemal natychmiast zasłoniłam dłonią usta.
– Powiedziałam to na głos? – zapytałam, czując, jak twarz staje mi się coraz gorętsza i zapewne byłam cała czerwona. W duchu dziękowałam, że nikt nie obracał się w moją stronę.
– Nie da się ukryć. – Widziałam, jak wzrusza ramionami, a do uszu dobiegł mnie dźwięk jego cichego śmiechu. – Bądź dla niego łaskawa, pewnie chciał dobrze.
– Albo myślał kutasem i chciał udawać troskę – mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
– Słownictwo! – krzyknął niespodziewanie mężczyzna za kierownicą.
Cicho odpowiedziałam na to czymś, co miało być przeprosinami, po czym sięgnęłam po telefon komórkowy, chcąc sprawdzić, czy nie mam żadnego nieodebranego połączenia, czy chociażby wiadomości od Caluma, ale chyba miałam zbyt wygórowane wymagania co do niego, bo jedyne co znalazłam to kolejna reklama od operatora. Westchnęłam ciężko, chowając telefon z powrotem do kieszeni.
– Kim wy tak właściwie jesteście? – zapytałam, starając się wysilić na ton pełen nonszalancji. – Nie uwierzę, że akurat zupełnym przypadkiem biegaliście sobie po zapleczu z bronią w ręku. No i skąd znacie Michaela?
– To nie jest temat na dziś, Faith – powiedział starszy mężczyzna, zatrzymując samochód. Dopiero teraz spojrzałam za okno i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy pod moim domem.
– „To nie jest temat na dziś”? – parsknęłam kpiąco. – Naprawdę nie uważacie, że należą mi się chociaż drobne wyjaśnienia? Ściga mnie jakaś czarnooka banda psycholi, ale pewnie, możemy pogadać o tym później. Najlepiej, gdy dorwą się do mojej rodziny!
Mężczyzna odwrócił się do mnie gwałtownie, chyba ostatkami sił powstrzymując się, żeby mnie nie uderzyć. Odsunęłam się na tylnym siedzeniu tak bardzo, jak tylko mogłam, obserwując, co dalej powie lub zrobi.
– Tato, spokojnie – odezwał się Luke, podnosząc rękę, chcąc prawdopodobnie złagodzić temperament swojego ojca. – Faith, sami niewiele wiemy. Uspokoisz się, jeśli jutro przyjdę do ciebie i będziemy mogli na spokojnie porozmawiać?
– Marne szanse, ale na początek to już coś – mruknęłam, patrząc na swoje dłonie.
– No to jesteśmy umówieni. Będę po południu.
Pokiwałam głową, spoglądając na starszego mężczyznę. Czułam ogromny ból głowy, próbując przywołać więcej szczegółów z tego momentu, gdy widziałam go ten jeden jedyny raz, ale wszystko wydawało się rozmazane. Tak jakby mój mózg starał się wyprzeć to wspomnienie z kompletnie nieznanego mi powodu.
– Jak masz na imię? – zapytałam, zwracając się do ojca Luke’a.
– Johnatan – odparł od niechcenia, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem, na co jedynie lekko skinęłam. Myślałam, że to coś mi podpowie, w jakiś sposób odblokuje, ale nadal w głowie miałam pustkę.
– Nie będę już więcej zawracać głowy – powiedziałam, wysiadając z samochodu. – Dzięki za ratunek i dobrej nocy.
Trzasnęłam drzwiami i nie odwracając się za siebie, ruszyłam w kierunku ganku. Usłyszałam odgłos odpalanego silnika i po chwili auto zniknęło z podjazdu.
Stanęłam przy wejściu, ciężko oddychając. Bałam się, że jeśli mama przypadkiem nie śpi, zobaczy, że coś się wydarzyło, a nie chciałam jej w to wszystko mieszać. Wystarczająco zamartwiała się moim stanem psychicznym po znalezieniu ciała Simona. Nie mogła wiedzieć nic więcej. Wystarczyło, że jedna z nas była na skraju wytrzymałości. Ktoś w tym domu musiał stwarzać choć pozory normalności.
Niepewnie uchyliłam drzwi, nie chcąc robić niepotrzebnego hałasu. Praca w nieregularnych godzinach sprawiła, że sen mamy był wyjątkowo płytki i potrafiła obudzić ją byle głupota, taka jak skrzypnięcie paneli. Po nocnych eskapadach z Calumem w czasach liceum nabrałam pewnej wprawy we wkradaniu się do domu, ale zawsze starałam się zachować ostrożność i bezpieczny dystans do swoich umiejętności. Powoli stawiałam każdy krok, kierując się tylko i wyłącznie instynktem, bo w domu panował półmrok, oświetlany jedynie słabym światłem lamp zewnętrznych, które o dziwo tej nocy działały.
Omiotłam spojrzeniem salon, do którego wchodziło się niemal bezpośrednio z zewnątrz, ale na początku nie dostrzegłam niczego niecodziennego. Dopiero za drugim razem, zauważyłam, że w fotelu musi siedzieć mama, bo zauważyłam kontur głowy.
– Nie musiałaś na mnie czekać – powiedziałam, ściągając buty. – Pisałam ci, że idę do Pandemonium z Calem.
Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Wzruszyłam ramionami, stwierdzając, że pewnie zasnęła, czekając na mój powrót. Minęło kilka długich sekund, podczas których z umiarkowanym spokojem skierowałam się do kuchni, żeby się napić. Myślałam, że nie miałam już powodu, żeby tej nocy się bać, dlatego moja czujność została uśpiona. Swój błąd zrozumiałam, gdy znów poczułam znajomy dotyk na ramieniu, przez który wstrzymałam oddech, a szklanka, po którą sięgnęłam, wyślizgnęła mi się z rąk i z hukiem rozbiła się o kafelki.
– Stęskniłaś się? – usłyszałam tuż przy uchu głos, który sprawił, że zadrżałam. Czułam narastający strach, paraliżujący wszystkie mięśnie.
– Ashton – powiedziałam niemal bezgłośnie.
– Widzisz, mówiłem, że zapamiętasz moje imię. – Zaśmiał się krótko, nie przerywając błądzenia dłonią po mojej ręce.
Od jego dotyku robiło mi się niedobrze. Tak bardzo chciałam, żeby przestał. Czułam, jak strach rozprzestrzenia się po każdej komórce ciała. W panice szukałam czegokolwiek do obrony. Nie mogłam dwa razy tej nocy być ofiarą. Musiałam zrobić cokolwiek.
Miałam tylko jedną szansę, żeby sięgnąć po nóż, leżący na suszarce. Nie wiedziałam, czy w ogóle coś tym zdziałam, ale musiałam zrobić cokolwiek, aby po raz kolejny nie być bezczynną.
To była kwestia sekund. Zerwałam się, tak szybko, jak potrafiłam, chwytając nóż. Zacisnęłam palce na rękojeści, odskakując od Ashtona tak daleko, jak byłam w stanie. Tym samym boleśnie uderzyłam plecami w blat, ale starałam się zignorować promieniujący ból w kręgosłupie, skupiając całą uwagę na mężczyźnie przede mną.
– Odłóż to, zanim sobie coś zrobisz. Nie myśl, że ten nóż jest w stanie mnie w jakikolwiek sposób zranić, ale doceniam poświęcenie – powiedział, chowając ręce do kieszeni spodni. Ton miał rozbawiony, mając świadomość, że nadal ma nade mną przewagę. Bawił go mój opór.
– Co z moją mamą? – zapytałam z całą stanowczością, jaką jeszcze w sobie miałam. – Zrobiłeś jej coś?
Nie widziałam jego twarzy, ale dałabym głowę, że na twarzy miał kpiący uśmieszek. Do moich uszu dotarło przeciągłe westchnięcie.
– Widocznie nie słuchałaś mnie wystarczająco uważnie ostatnim razem, Faith – mówił, stawiając krok w moją stronę. – Tobie i twoim bliskim nic się nie stanie tak długo, jak będziesz się mnie słuchać.
– Powiedz to Michaelowi.
Miałam odciętą właściwie jedyną drogę ucieczki. Kuchnia zaprojektowana była tak, że aby się z niej wydostać, musiałabym jakimś cudem ominąć Ashtona. Chyba że byłabym w stanie przeskoczyć przez blat, co biorąc pod uwagę trzęsące się nogi, było niemożliwe.
– No tak, - mruknął, drapiąc się po głowie. – Wybacz, Clifford jest trochę nieostrożny i spanikował. Dopilnuję, żeby to się nie powtórzyło.
Milczałam, intensywnie wpatrując się w jego sylwetkę. Chciałam widzieć, jak wygląda dokładnie, ale to, że zawsze pojawiał się pod osłoną nocy, nie pomagało. Nawet mimo tego, że wzrok już przyzwyczaił się do ciemności, nadal nie potrafiłam dostrzec szczegółów.
– Dlaczego nigdy nie wpadniesz w ciągu dnia? – zapytałam, popchnięta nagłym przypływem odwagi. – Zrobiłabym herbaty, moglibyśmy spokojnie porozmawiać jak normalni ludzie…
Nie otrzymałam reakcji, której się spodziewałam. Nie wybuchł szyderczym śmiechem. Zrobił jedynie kolejny krok w moją stronę, przez co coraz mocniej czułam, jak blat napiera na moje plecy. Cały czas trzymałam w trzęsącej się dłoni nóż, który co jakiś czas odbijał światło padające z ulicy.
Ashton nie poprzestał na jednym kroku. Zaraz po nim zrobił kolejny, tak że teraz końcówka noża niemal dotykała jego klatki piersiowej. Pobłażliwie popatrzył na przedmiot, po czym gwałtownym ruchem wyrwał mi go. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, gdy metal niebezpiecznie zbliżył się do mojego gardła.
– Bo tak jest o wiele zabawniej – powiedział, przesuwając nóż na mój policzek. – Bawi mnie twój strach, Faith.
Czułam przeszywający chłód, gdy zimny metal przesuwał się po mojej skórze. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu bez obawy, że skończy się to dla mnie raną ciętą. Ostatkami samokontroli starałam się powstrzymać gromadzące się w oczach łzy. Nie mogłam mu dać tej satysfakcji. Jedynie tyle byłam w stanie zrobić.
– Nawet nie wiesz, jak zabawnie wyglądasz, gdy chcesz powstrzymać płacz – powiedział, zbliżając swoją twarz do mojej. – Myślisz, że przez to pomyślę, że jesteś twardsza niż w rzeczywistości, ale grubo się mylisz. Na razie jesteś tylko przerażoną małą dziewczynką.
Cały czas patrzyłam na niego w milczeniu. Był zdecydowanie za blisko. Zabierał mi tlen, którego w tamtej chwili tak bardzo potrzebowałam. Uważnie się mi przypatrywał, a gdy dostrzegł wzmagający się we mnie strach, uśmiechnął się.
– Nie musisz się martwić – kontynuował, nieznacznie się odsuwając. – Już niedługo wszystko się zmieni, a cała zabawa się skończy, więc korzystam z niej, póki mogę.
To był dosłownie ułamek sekundy, podczas którego zdążyłam jedynie mrugnąć, a Ashtona już nie było. Zniknął po raz kolejny, znów zostawiając za sobą setkę pytań, na które nie otrzymałam odpowiedzi.
Tego wszystkiego było za wiele. Osunęłam się na ziemie, przyciągając kolana do klatki piersiowej. Szczelnie objęłam nogi ramionami, zaczynając powoli kołysać się w tył i przód. Nie musiałam już powstrzymywać łez, które potokiem wylewały się na moje policzki. W tamtej chwili chciałam, tylko żeby to wszystko się już skończyło.
*
– Słońce, czemu nie śpisz? – usłyszałam zmartwiony głos mamy, która jak zawsze kilka minut przed piątą wstawała na dzienną zmianę w pracy.
Mimo że w nocy poszłam sprawdzić, czy nic jej nie jest, poczułam, jak kamień spada mi z serca, gdy pojawiła się na dole, a ja zyskałam całkowitą pewność, że Ashton nie skrzywdził jej.
– W sumie niedawno wróciłam – skłamałam, z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem. – Trochę z Calem zabalowaliśmy i stwierdziłam, że zrobię ci śniadanie.
Rysy jej twarzy powoli złagodniały. Wiedza, że wróciły mi siły na całonocne imprezowanie, sprawiła, że zapewne pomyślała, że moje samopoczucie znacznie poprawiło się. I tak było najlepiej. Musiałam stworzyć jej jakieś pozory, aby niepotrzebnie nie zaprzątała sobie głowy.
Podeszła i czule ucałowała w czoło, odbierając ode mnie parujący kubek ze świeżo parzoną kawą i gorącymi grzankami z serem.
– To kochane z twojej strony, ale teraz idź się połóż – zarządziła, zasiadając do stołu. – Musisz odpoczywać, a nie szlajać się po nocach z Calumem.
Wiedziałam, że ostatnie zdanie wypowiedziała raczej tylko z obowiązku. Tak naprawdę, gdyby Calum wpadł na pomysł przepłynięcia ze mną kajakiem Oceanu Spokojnego i zapytał o zgodę moją mamę, ta zgodziłaby się bez mrugnięcia okiem. Ba! Nawet spakowałaby nam kanapki na drogę!
Mój przyjaciel marnotrawny cały czas nie dawał znaku życia i znając go, nastąpi to nie wcześniej jak późnym popołudniem. Kto wie, może akurat był w czasie kolejnego z kolei miłosnego uniesienia? Szybko odrzuciłam tę myśl, nie chcąc zafundować sobie jeszcze więcej koszmarów.
– Zaraz pójdę spać – powiedziałam, przysiadając się do niej. – Chciałam spędzić z tobą chociaż trochę czasu. Dawno nie było ku temu okazji.
Mama podniosła na mnie wzrok, w którym dostrzegłam przebłysk czegoś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Poczucia winy.
– Przepraszam cię, kochanie – powiedziała, ciężko wzdychając. – Wiem, że powinnam poświęcić ci trochę więcej czasu po tym, co przeszłaś, ale w szpitalu obecnie jest straszny kocioł. Władze miasta chcą coraz bardziej ciąć koszty i jeśli teraz wzięłabym wolne, mogłabym tak naprawdę nie mieć już gdzie wrócić.
– To nie twoja wina – powiedziałam natychmiast. – To ja przecież ostatnio cię odtrącałam. Przepraszam cię za to, ale tak naciskałaś na rozmowę o Simonie, że musiałam to zrobić. Poza tym przecież przez cały ten czas byłaś przy mnie wystarczająco dużo czasu, naprawdę.
– Chyba jest w tym wszystkim trochę winy każdej z nas. – Uśmiechnęła się blado, popijając kawę. – Masz jakieś plany na dziś?
– Właściwie tak – powiedziałam, wyczuwając okazję, aby móc coś sprawdzić. – Ma do mnie wpaść Luke, syn starego przyjaciela taty. Johnatana, o ile się nie mylę.
Ręka, w której trzymała grzankę zamarła, choć szybko starała się opanować.
– Hemmings… – szepnęła prawie niesłyszalnie, jednak udało mi się to wychwycić, natychmiast notując głowie ich nazwisko.
– Tak, dokładnie! – odparłam radośnie. – Spotkaliśmy się niedawno i na początku nieźle się zdziwiłam, że nasi ojcowie się znali, ale uznałam to za niesamowity zbieg okoliczności. To świetne, nie sądzisz?
– Tak, tak… – mruknęła głęboko zamyślona, a ja uznałam, że zobaczyłam to, co chciałam.
Przez pozostały czas nie poruszała już tego tematu. Wdałyśmy się w standardową rozmowę przy stole. Wymieniłyśmy kilka uwag na temat pogody i bieżących wydarzeń, a jakiś czas później mama musiała już szykować się do pracy, więc pognała na górę, a ja zrobiłam to chwilę później. Zrzuciłam z siebie ubrania, rzucając je gdzieś w kąt i dodając do listy kolejnych, które miałam ochotę spalić.
Myślałam, że gdy położę się do łóżka, zasnę niemal natychmiast, niestety myliłam się. Kręciłam się, przewracając z boku na bok, ale nie byłam w stanie zmrużyć oka. Cały dom stał się dla mnie zbyt naznaczony obecnością nieproszonych gości, nie potrafiłam już czuć się tu bezpiecznie. Gdy odwracałam się plecami do ściany, widziałam sylwetkę Ashtona stojącą gdzieś w cieniu, a kiedy przewracałam się na drugi bok, nagle czułam jego palce, błądzące po moim policzku. Sen przyszedł długo po tym, jak zatrzasnęły się drzwi, gdy mama wyszła do pracy.
Nie zapomnijcie o komentarzach i hashtagu #FalloutFF, naprawdę dobrze jest wiedzieć, że ma się dla kogo pisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy