26 maj 2016

Piąty: Seven Devils


Ostanie dni to był istny koszmar. Przez życie w ciągłym stresie, mój organizm zaczął szwankować. W nocy, jeśli już udawało mi się zasnąć, budziły mnie konwulsje i najczęściej do rana męczyłam się z wymiotami. Wyglądałam okropnie. Moja skóra stała się niemal przezroczysta i schudłam, a biorąc pod uwagę moją już i tak kościstą sylwetkę, przypominałam trupa, a nie żywego człowieka. Mama była gotowa mnie wysłać nawet na obserwację, bo mój stan zdrowia poważnie ją martwił, jednak nie dałam się. Byłam w stanie zgodzić się jedynie na podstawowe badania, które zawierały w sobie między innymi test ciążowy. Normalnie zrobiłabym jej o to awanturę, ale w tamtej chwili było mi to zupełnie obojętne. Zrozumiałym było, że brała pod uwagę każdą ewentualność, w tym tą, że zaliczyłam wpadkę, ale wyniki badań szybko rozwiały jej obawy.  Starała się dopilnować, żebym przez cały dzień odpowiednio się odżywiała i dostarczała organizmowi wystarczającą ilość płynów, ale w środku nocy i tak zwracałam większość tego, co spożyłam w ciągu dnia. 
Cały budynek wydziału został zamknięty na co najmniej dwie doby, a na później od ręki dostałam zwolnienie lekarskie, dlatego moje dni składały się z oglądania powtórek w telewizji lub po prostu gapienia się w sufit. Nie miałam nawet siły na funkcjonowanie, a co dopiero na wyjście z domu. Pani Martin dowiedziała się o całej sprawie z telewizji, dla której brutalne morderstwo na kampusie stało się tematem numer jeden i natychmiast zadzwoniła, żeby dowiedzieć się jak się czuję, ale nie byłam w stanie z nią rozmawiać. Właściwie nie chciałam rozmawiać z nikim. Wizyta Ashtona sprawiła, że panicznie bałam się, że jakakolwiek interakcja z drugim człowiekiem może skończyć się jego śmiercią. 
Jedyną osobą, którą do siebie dopuszczałam był Calum, który wpadał do mnie popołudniami i po prostu ze mną siedział. Czasami czytał książkę, a czasami przynosił Xboxa i grał w Fifę. Nie zmuszał mnie do rozmowy, jak to próbowała zrobić moja mama, bo wiedział, że w końcu mu powiem co mnie martwi i pod tym względem miał rację. Musiałam trochę przetrawić to w sobie, ale opowiedziałam mu wszystko co się zdarzyło. Od spotkania z Derekiem po „ostrzeżenie” Ashtona. 
– Jakie to wszystko popieprzone – skomentował. – Czego oni od ciebie chcą? 
– Uwierz mi, Cal, chciałabym wiedzieć, bo mam już dość – westchnęłam, mocniej nakrywając się kołdrą. 
Hood dokładnie mi się przyglądał, przez dłuższą chwilę nie mówiąc ani słowa. Jednak nagle na jego twarzy wykwitł uśmiech, który doskonale znałam. Nigdy nie wróżył nic dobrego, bo to oznaczało, że Calum miał pomysł, a jego pomysły rzadko kończyły się dobrze. 
– Wiem co może ci pomóc – stwierdził, kładąc się tuż obok mnie. – Pandemonium. 
– Pewnie, Calum, nie mam siły wstać z łóżka, ale pójdę tańczyć przez całą noc do klubu. Doskonały pomysł, o ile załatwisz mi ze dwie kreski fety. – Gdy jego oczy zalśniły, natychmiast dodałam – Nawet o tym nie myśl. 
– Zaufaj mi, Faith, dobrze ci to zrobi – powiedział, obejmując mnie ramieniem. – Poza tym, nie musisz tańczyć. Znając cię, jestem w stanie stwierdzić, że równie dobrze będziesz bawiła się siedząc przy barze popijając whisky z colą. Kto wie, może to właśnie tego potrzebuje twój znerwicowany organizm?
Wydałam z siebie żałosne jęknięcie, które bardziej przypominało odgłos walenia wyrzuconego na brzeg, nakrywając twarz kołdrą. 
– I tak podjąłeś już za mnie decyzję, więc po co ja się nawet wysilam?
– Cieszę się, że tak dobrze mnie znasz.
– Czy kiedyś wspominałam, że cię nienawidzę?
– Tak często jak powtarzasz, że mnie kochasz. 
– Zazwyczaj wtedy kłamię.
Calum puścił tę uwagę mimo uszu i gwałtownym ruchem zerwał się do pozycji stojącej. Zanim się obejrzałam, zaczął ciągnąć za kołdrę i nawet fakt, że z całych sił starałam się ją utrzymać nie przeszkodził mu w zabraniu jej. 
– Idź pod prysznic, bo zaczynasz śmierdzieć jak zwłoki – powiedział, co skwitowałam jedynie zwinięciem się w pozycję embrionalną na samym środku łóżka pozbawiona jedynego prawdziwego przyjaciela, którym była moja kołdra. 
– Faith, mówię poważnie. Jak zaraz nie wstaniesz, sam cię zaniosę i umyję, a obiecuję, że zrobię to w lodowatej wodzie i na nic zdadzą się twoje krzyki, bo wiesz, że twoja mama mnie uwielbia i nie tknie mnie nawet palcem. 
Na początku nic sobie z tego nie robiłam, ale gdy Calum zaczął się zbliżać, wiedziałam, że żarty się skończyły.
– Dobra, dobra, już wstaję! – krzyknęłam, zrywając się z łóżka zdecydowanie zbyt szybko jak na mój stan. Niemal natychmiast zaczęło mi się kręcić w głowie i gdyby nie to, że Calum niemal natychmiast podbiegł i przytrzymał mnie, zapewne runęłabym na ziemię. 
– Mam cię, mała – powiedział, zarzucając sobie moje ramię na barki. Sam z kolei mocno chwycił mnie w pasie. 
Stawiałam ostrożnie każdy krok, cały czas wspierając się o Caluma. Zawroty głowy powoli ustały i zanim dotarliśmy do łazienki, przestałam już widzieć podwójnie.
– Już sobie poradzę – odezwałam się, wyswobadzając się z uścisku przyjaciela. Widziałam, że nie był do końca przekonany, ale wysiliłam się na uśmiech, który miał go przekonać do tego, że mówię prawdę. Hood pokręcił głową, ale nie miał wyjścia i odpuścił. 
– Jakbyś czegoś potrzebowała to krzycz. – Zdążyłam usłyszeć, zanim zamknęłam za sobą drzwi. 
Niemal natychmiast zaczął przytłaczać mnie rozmiar pomieszczenia. Dotychczas nie zauważałam, że jest ono takie małe, a nagle zaczęło mi to przeszkadzać. Mimo, że bardzo chciałam, nie zamknęłam drzwi na zamek, aby w razie czego Calum mógł do mnie dotrzeć bez potrzeby wyważania drzwi. Powoli zaczynałam popadać w paranoję przez świadomość, że tak naprawdę nigdzie nie jestem bezpieczna, bo Ashton mnie znajdzie. Jeśli jego celem było doprowadzić mnie do szaleństwa, był na bardzo dobrej drodze, żeby mu się to udało. 
W głowie ciągle mrugały mi obrazy z ostatnich dni i nic nie było w stanie ich wymazać. Może więc Calum miał jednak trochę racji i ta impreza naprawdę mi się przyda, żeby choć na chwilę oderwać się od dręczących myśli? Mimo dręczących obaw co do tego czy uda mi się przetrzymać dawkę alkoholu połączoną z duchotą zatłoczonego klubu, postanowiłam dać sobie szansę. 
Mimochodem spojrzałam na własne odbicie w lustrze i przeraziłam się, bo patrzyła na mnie kompletnie inna osoba niż chociażby miesiąc temu. Włosy stały się ogromną kupą siana, a cerę miałam tak białą, że niemal zlewała się z kolorem kafelek. Patrzyły na mnie nienaturalnie wyłupiaste oczy, które wyglądały tak jakby zaraz miały wypaść z czaszki. 
Weź się w garść, Faith, pomyślałam, patrząc jakim obrazem nędzy i rozpaczy się stałam. Obmyłam twarz zimną wodą, starając się tym samym dodać sobie chociaż odrobinę energii, bo zapowiadała się naprawdę długa noc. 
*
Pandemonium, wbrew temu co sugeruje nazwa, było zawsze dość uroczym miejscem na swój własny, specyficzny sposób. Wnętrze utrzymano w białych i niebieskich barwach, przez co zawsze wydawało się, że jest tu o wiele więcej przestrzeni, niż w rzeczywistości. Na nasze szczęście, Calum był zaprzyjaźniony z ochroniarzami i z samym właścicielem lokalu, z którym czasami grywał w niekoniecznie legalnego pokera, więc mogliśmy bez problemu wejść przez zaplecze, omijając tym samym ogromne kolejki przed głównym wejściem. 
Gdy Calum otworzył przede mną drzwi, do naszych uszu dotarły głośne dźwięki piosenki Die Antwoord. Był to jeden wielu powodów mojej sympatii do tego miejsca. Nie grali tu typowych łupanek, które można było znaleźć w większości klubów w Sydney. Specyfika Pandemonium potrafiła zaczarować do tego stopnia, że gdy przyszło się tu raz, było więcej niż pewne, że każdy inny lokal zacznie wydawać się po prostu kiepski. 
Na początku mocno ściskałam dłoń Caluma, próbując tym gestem dodać sobie otuchy. Jednak gdy podeszła do nas jedna z kelnerek, aby się przywitać i dostrzegłam jakim wzrokiem na niego patrzy, postanowiłam odpuścić. Może i nie było to coś strasznego, a obsługa, która nas znała, wiedziała, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale widok dwójki ludzi trzymających się za ręce mógł wysłać fałszywy sygnał do potencjalnej ofiary Caluma. Chłopak przyszedł zaszaleć, a ja nie miałam zamiaru mu w tym przeszkadzać. 
Gdy Hood rozpoczął swój flirt, dyskretnie oddaliłam się, aby móc w spokoju się rozejrzeć i napić. Zaczynały się godziny szczytu, więc znalezienie miejsca przy barze graniczyło z cudem, który w moim przypadku niestety nie nastąpił. Nie pozostało mi nic innego jak poczekać aż jakieś krzesło się zwolni, dlatego też oparłam się o pobliską kolumnę i z założonymi na piersi rękoma przyglądałam się sytuacji, aby w razie czego móc bezpardonowo zaatakować pierwsze wolne miejsce, jednak w najbliższym czasie nie zanosiło się na to, aby ktokolwiek miał ruszyć się z miejsca. 
Westchnęłam ciężko nad swoim losem i żałując, że nie przemyślałam więcej razy wszystkich za i przeciw temu wyjściu. Postanowiłam wykorzystać ten czas na rozejrzenie się po lokalu. Nie dało się ukryć, że miałam dość dobry punkt obserwacyjny. Bar mieścił się mniej więcej na tej samej wysokości co stanowisko DJ-a, co dawało doskonały widok na parkiet i większość klubu. Minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty, ale wszystko wyglądało tak jak zwykle. Ochroniarze ustawieni byli w dokładnie wyznaczonych miejscach, aby w razie jakiejkolwiek bójki, zareagować natychmiast. Był na to nawet specjalny system, który kiedyś pokazał mi właściciel, podczas gdy towarzyszyłam Calumowi w ich popijawie. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć zamiłowania Hooda do spędzania wolnego czasu ze starszymi typkami o podejrzanej reputacji, choć trzeba przyznać, że Jasper jest naprawdę wspaniałą osobą, która ciężką pracą spełniła swoje marzenie, jakim było otwarcie popularnego klubu, w którym nie będzie żadnych narkotyków i tego skrzętnie się trzymał. 
Zapowiadała się spokojna impreza. Parkiet jak zawsze był zapełniony, a dookoła brak było potencjalnych prowodyrów jakichkolwiek burd. Swego czasu spędzałam w Pandemonium tyle czasu, że byłam w stanie stwierdzić kiedy impreza zamieni się w, paradoksalnie, piekło, choć takie dni należały do rzadkości. 
Ponownie spojrzałam w stronę baru, aby sprawdzić czy czasami nie zwolniło się żadne miejsce i, ku mojemu zdziwieniu, tak właśnie było. Nie zastanawiając się wcale, czym prędzej ruszyłam w stronę krzesła, na którym czym prędzej usiadłam, nie zważając na nic innego wokół mnie. 
Od razu zamówiłam wódkę, którą po zaledwie chwili przyniósł barman. Obawiałam się wypicia jej, biorąc pod uwagę stan mojego żołądka, dlatego też nie opróżniłam kieliszka, na który po prostu się gapiłam, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. 
– Pierwszy shot w życiu? – usłyszałam głos tuż obok siebie. Powoli odwróciłam głowę w stronę autora tych słów, posyłając mu pełne politowania spojrzenie. 
– Pierwszy po dłuższej przerwie jak już – poprawiłam go, wodząc palcem po krawędzi kieliszka. 
– Może będzie milej go wypić w towarzystwie? – zapytał, posyłając w moją stronę przyjazny uśmiech i podnosząc szklankę wypełnioną czymś co wyglądało jak whisky. – Jestem Michael. 
– Warto spróbować – odpowiedziałam, stukając się szkłem z chłopakiem. – Faith. 
Jak zawsze, lekko skrzywiłam się, gdy poczułam znajome pieczenie w gardle po wypiciu wódki, ale o dziwo nie poczułam mdłości. Najwidoczniej tłusty obiad, który Calum dosłownie we mnie wepchnął, zrobił swoje. Dlatego też szybko poczułam się pewnie i poprosiłam o kolejną kolejkę. A za chwilę o kolejną. I kolejną. W międzyczasie przyjrzałam się mojemu towarzyszowi, którego włosy miały kolor płomiennej czerwieni, co zdecydowanie wyróżniało go z tłumu. Z pewnością charakterystyczną cechą był kolczyk w brwi. Chłopak również nie zwalniał tempa i trzeba przyznać, że w piciu był na świetnej drodze, by dorównać mi w piciu. 
Coraz bardziej zaczął poprawiać mi się humor. Powoli uchodził ze mnie strach, który towarzyszył mi niemal nieustannie przez ostatnie dni. Traumatyczne obrazy stawały się coraz mniej wyraźne, a ja wreszcie poczułam się zrelaksowana. Michael nieustannie też zagadywał mnie i sypał żartami, które w miarę rosnącej ilości alkoholu, stawały się coraz zabawniejsze. Nawet przez moment nie pomyślałam o Calumie, który pewnie zabrał swoją ofiarę na tylne siedzenie jego Audi. 
Udawałam, że nie widzę tego jak Michael coraz bardziej się do mnie zbliża i niby przypadkiem co jakiś czas muskał dłonią moje biodro. Wcale nie byłam mu dłużna, kładąc dłoń na jego udzie.  Prawdopodobnie oboje w tamtej chwili wiedzieliśmy w jaki sposób ten wieczór się dla nas zakończy. Mimo szumiącego w uszach alkoholu, doskonale usłyszałam słowa, które wypowiedział. 
– Zmywamy się stąd?
Powoli kiwnęłam głową i po uregulowaniu rachunku w barze, chwyciłam chłopaka za rękę, kierując się w stronę zaplecza. 
Gdy zamknęły się za nami drzwi, nagle zrobiło się dziwnie cicho do tego stopnia, że zaczęło mi piszczeć w uszach. Tył klubu został wykonany w większości z materiałów dźwiękoszczelnych, aby choć trochę odgrodzić tą część od całego chaosu rozgrywającego się na parkiecie. Wiedziałam, że do tej części mało kto wchodzi podczas imprezy, szczególnie przy takiej frekwencji. Michael chyba uznał, że jesteśmy już wystarczająco daleko, bo niespodziewanie mocno przycisnął mnie do ściany, trzymając ręce na moich biodrach. Zaskoczona krzyknęłam, lecz po chwili zaczęłam się śmiać. Zapowiadało się bardzo ciekawie. Chwyciłam chłopaka za koszulę i przyciągnęłam go do siebie. Zaczęłam wodzić palcami po jego szyi, idąc coraz wyżej. Kiedy dotarłam do jego ust, spojrzałam na jego twarz. I wtedy zamarłam. 
Chciałabym, żeby patrzył na mnie oczami pociemniałymi z pożądania, lecz wcale tak nie było. To były oczy całkowicie czarne. Tak samo jak u Dereka i Ashtona. Natychmiast wyparował ze mnie cały alkohol.  
– Co do cholery?! – krzyknęłam, odpychając go ode mnie z całych sił. 
Przez moment był zdezorientowany, co wykorzystałam, natychmiast zrywając się do ucieczki. Ten korytarz nigdy nie wydawał mi się tak długi. Biegłam tak szybko jak umiałam, ale to nie wystarczyło, bo Michael dopadł mnie niemal natychmiast. 
– A szło tak dobrze – mruknął mi prosto do ucha. Starałam się wyrwać, ale skutecznie zablokował mi ręce na plecach, a im większy opór stawiałam tym jego uścisk stawał się mocniejszy. – Uspokój się, Parker. 
– Skąd wiesz jak się nazywam? – Zaskoczyłam go pytaniem, bo dosłownie na sekundę uścisk zelżał. Skorzystałam z tego, odrywając się od Michaela, znów próbując uciec, jednak i tym razem nie udało mi się. Chłopak dopadł mnie i rzucił mną o ziemię. Poczułam jak wszystkie narządy boleśnie zniosły ten upadek. Jęknęłam głośno, starając się podnieść, jednak Michael przygniótł mnie, a że był ode mnie silniejszy, nie miałam najmniejszych szans. 
– Przestań się wyrywać – warknął. – Ashton mnie zabije.
Ostatnie zdanie powiedział jakby do siebie, ale doskonale je usłyszałam. Ashton miał z tym coś wspólnego. Ta świadomość sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać czy on kiedykolwiek da mi spokój. Nawet w ten wieczór, kiedy choć na chwilę miałam o tym wszystkim zapomnieć. Leżałam nieruchomo, czekając na to co miało nadejść. Nagle straciłam siły na wszelki opór, zdając sobie sprawę, że nic z tego nie ma sensu. 
– I co ja mam teraz z tobą zrobić, Parker? – zapytał sam siebie, przygniatając moją twarz do podłogi, przez co głośno krzyknęłam. 
Nierówna, betonowa powierzchnia wydawała się wżynać mi w policzek, a nacisk, jaki wywierał Michael jeszcze to pogłębiał. Instynkt mówił mi, żeby się bronić, w jakikolwiek sposób postarać się uciec, ale to tylko pogorszyłoby sprawę. 
– Ja mam pewien pomysł, Clifford – usłyszałam z oddali. – Zostaw ją w spokoju. 
Nie minęła sekunda, a rozległ się ogromny huk, po którym ciężar z moich pleców zniknął. Nie obracając się za siebie, wykorzystałam ten moment, żeby ostatkami sił zerwać się i jak najbardziej oddalić się od Michaela. Drogę przesłaniały mi włosy i gromadzące się w oczach łzy. Czułam jak od nadmiaru emocji plączą mi się nogi, ale nie mogłam zwolnić, bo przecież za moment mógł znów mnie złapać. Nic więc dziwnego, że gdy z impetem wpadłam na kogoś, kto mocno przytrzymał mnie za ramiona, abym nie upadła, zaczęłam krzyczeć jak opętana i pomogło dopiero zasłonięcie mi ust ręką. Dopiero wtedy wzięłam kilka głębokich oddechów i spojrzałam na moich wybawców, jednak nie miałam czasu na przyglądanie się.
– Luke, zabierz ją stąd – odezwał się starszy z mężczyzn, na co młodszy, który mnie trzymał, pokiwał głową, po czym pociągnął mnie w stronę wyjścia. 
Niepewnie stawiałam kroki, wsparta na ramieniu chłopaka, który starał się dodać mi otuchy, niepewnie głaszcząc mnie po ramieniu. 
– Już jest okej – powtarzał w kółko. 
Gdy tylko uderzyło we mnie nocne powietrze, natychmiast opadłam na kolana, zwracając całą treść żołądka. Płakałam i wymiotowałam, jednocześnie trzęsąc się jak podczas zimy stulecia. Chłopak, który jak się domyśliłam, miał na imię Luke, trzymał mnie w tym czasie za włosy.
– Dasz radę się podnieść? – zapytał, na co jedynie pokiwałam głową, nie będąc w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Z jego pomocą oparłam się o mur i starałam się uspokoić oddech. Posmak wymiocin palił w gardle do tego stopnia, że cały czas było mi niedobrze. Starałam się miarowo wciągać powietrze, jednocześnie opanowując spazmatyczny płacz, który mną wstrząsał. 
– Już wszystko w porządku – powiedział Luke, kucając przede mną. – Mój ojciec się nim zajmie.
W głowie niemal natychmiast zapaliła mi się czerwona lampka. A co jeśli on jest jednym z nich? Istniał jedyny sposób, żeby się o tym przekonać. Tak szybko jak się tylko dało, chwyciłam chłopaka za dłoń, który spojrzał na mnie zdezorientowanymi, na całe szczęście niebieskimi oczami.
– Wybacz – powiedziałam słabym głosem. – Musiałam się upewnić, że nie jesteś jednym z nich. 
– I dotknięcie mnie miało ci w tym pomóc? – zapytał, wciąż lekko skołowany. Wydawał się być zainteresowany tym, co zrobiłam. 
– Ja… - zawahałam się. – Kiedy ich dotykam, ich oczy robią się całkowicie czarne. 
Luke pokiwał głową ze zrozumieniem, ale łatwo było dostrzec, że coś go w moim wyznaniu zaniepokoiło. Nie miałam czasu jednak drążyć, ponieważ drzwi zaplecza otworzyły się z hukiem, a w nich pojawił się zasapany ojciec chłopaka. 
– Skurwysyn, zwiał – powiedział, podchodząc do nas. 
Gdy światło padło na jego twarz, wreszcie miałam okazję dobrze się mu przyjrzeć, aby po dłuższej chwili dojść do pewnych wniosków. 
– Znam cię – stwierdziłam, dźwigając się na nogi. – Byłeś przyjacielem mojego taty.
Trochę czasu minęło, trochę się zmieniło, ale po wielkim kryzysie powracam i mam nadzieję, że poczekaliście na mnie! Powoli staram się wrócić do formy i mam nadzieję, że przez wakacje, które już zaczęłam, uda mi się pojawiać się tu częściej. 
Uwierzcie mi, teraz zależy mi na waszej opinii bardziej niż kiedykolwiek, dlatego bardzo Was proszę, skomentujcie rozdział lub zatweetujcie z hashtagiem #falloutff.

Zachęcam też do obejrzenia nowego zwiastuna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy