14 lut 2016

Czwarty: Sweet dreams


Wydarzenia kilku poprzednich godzin pamiętałam jak przez mgłę. Jedyny obraz, który wrył się w moją pamięć z siłą młota pneumatycznego to zmasakrowane zwłoki Simona. Tego samego Simona, który nie skrzywdziłby nawet muchy. Na samą myśl o nim czułam wszechogarniające poczucie winy. On nic nie zrobił, a ja miałam dziwne przeczucie, że chłopak zginął tylko i wyłącznie z mojego powodu.
Przesłuchanie przez policję było koszmarem. Nie przejmował ich fakt, że nie byłam w stanie poprawnie skleić żadnego sensownego zdania. Chcieli znać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół tego, jak go znalazłam i kiedy po raz ostatni go widziałam. Wypytywali mnie o wszystko, co mogłam wiedzieć, a ja starałam się im pomóc, pomijając kilka szczegółów, przez które mogliby mnie wziąć za osobę z zaburzeniami psychicznymi.
Widziałam jak ludzie z biura koronera wynoszą ciało Simona w czarnym worku i, mimo że bardzo chciałam odwrócić wzrok, to po prostu nie potrafiłam. Cały miałam przed oczami jak ten chłopak jeszcze zaledwie kilka godzin wcześniej rozmawiał ze mną, nie wiedząc, że śmierć czeka tuż za rogiem. I to dosłownie.
W pewnym momencie pojawił się Calum, ale nie wiedziałam czy to ja do niego zadzwoniłam czy może jakiś funkcjonariusz skorzystał z mojego telefonu. Miałam w głowie puste plamy, jednak doskonale pamiętałam jak niemal natychmiast podbiegł do mnie i mocno objął ramionami, z resztą nie byłam mu pod tym względem dłużna. Gdyby nie to, że trzymał mnie, dając mi pozorne poczucie, że nic się nie stało, rozpadłabym się na milion drobnych kawałków. Jakimś cudem udało mu się przekonać policjantów, żeby puścić mnie już wolno i bez zbędnych słów zabrał mnie do domu.
Podczas jazdy przez miasto o nic nie pytał, jedynie mocno trzymał moją dłoń, a ja dziękowałam w duchu za wynalezienie automatycznej skrzyni biegów. Siedziałam skulona na fotelu pasażera, nie wymieniając z Calumem żadnego zdania. Słyszałam jak pod nosem nucił doskonale znaną mi melodię. Była to piosenka przy której po raz pierwszy się spotkaliśmy.
Pamiętam, że wtedy moja, dawna już, przyjaciółka wyciągnęła mnie na jakąś imprezę, na której bardzo nie chciałam być, jednak ona nalegała na to na tyle mocno, że poszłam z nią tylko dla świętego spokoju. Jak łatwo się domyśleć, szybko zostałam na lodzie, podczas gdy ona produktywnie spędzała czas z kapitanem szkolnej drużyny futbolowej, mi pozostało samotne picie. Ulokowałam się wtedy w strategicznym miejscu z nieograniczonym dostępem do alkoholu, jakim była kuchnia. Pamiętam, że piwo, które wtedy piłam miało okropny smak, który można było jednie przyrównać do sików, ale czego się spodziewać po najtańszym towarze z Coles? Miałam wtedy piętnaście lat, więc nie wybrzydzałam. Alkohol to alkohol.
W pewnym momencie, gdy ktoś puścić „Numb”, dosiadł się do mnie Calum. Widział, że siedzę sama, więc, niczym miłosierny Samarytanin, postanowił dotrzymać mi towarzystwa. Żadne z nas nie zdawało sobie wtedy sprawy, że poznało właśnie swojego najlepszego przyjaciela.
Gdy zajechaliśmy pod mój dom, byłam już spokojniejsza. Sama obecność Caluma sprawiała, że szybko dochodziłam do siebie.
– Na pewno nie chcesz, żebym z tobą został? – zapytał, dokładnie lustrując moją sylwetkę. Pokiwałam twierdząco głową, dodatkowo posyłając mu słaby uśmiech, na który w tamtej chwili było mnie stać.
– Dam sobie radę, Cal. – Mocniej ścisnęłam dłoń Hooda. – Muszę trochę posiedzieć sama, żeby to wszystko ogarnąć.
Chłopak nie wydawał się dostatecznie przekonany, ale wiedział, że to moja ostateczna decyzja i  raczej nie miał szans by ją zmienić. Widziałam jak robił krzywą minę, niezadowolony z tego faktu, jednak starałam się to zignorować i po daniu mu szybkiego buziaka w policzek na pożegnanie, w pośpiechu opuściłam jego samochód.
W domu starałam się robić wszystko, aby zapomnieć o obrazie zwłok Simona, który nie chciał opuścić moich myśli. Skorzystałam ze sprawdzonego sposobu mojej mamy na zapomnienie o wszelkich problemach. Zanim wybiła północ, zdążyłam dokładnie wysprzątać całą kuchnię, razem z zawartością lodówki. Dopiero potem ze spokojem mogłam pójść pod prysznic, żeby zmyć z siebie wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia, łącznie z zaschniętą krwią na moich dłoniach.
Spodnie, na których znajdowały się zaschnięte ślady krwi od razu wyrzuciłam do śmietnika, wcześniej wyciągając z nich karteczkę od Dereka, to samo zrobiłam z resztą ciuchów, które miałam na sobie. Tutaj nie było miejsca na sentymenty. Nie byłabym w stanie ponownie założyć czegoś, co mogło nosić ślady niewinnej krwi.
Gdy szczelnie owinęłam się kołdrą, sen przyszedł niemal natychmiast.
Moje myśli błądziły po różnych zakamarkach świadomości, pokazując różne obrazy, o których wolałabym zapomnieć. W tych snach było dużo cierpienia. Widziałam jak wszystkie osoby, na których mi zależy umierają. Jednak to nie była spokojna śmierć. Słyszałam ich krzyki, wołali moje imię, a ja nie mogłam zrobić nic, aby im ulżyć. Jedyna rzecz, która przyniosłaby im ukojenie to śmierć, a ja byłam zbyt wielką egoistką by się na to zgodzić. Największym problemem koszmarów jest to, że często ma się świadomość, że jest to fikcja, ale mimo to wszystkie uczucia są jak najbardziej prawdziwe. Niemalże czułam jak ból rozrywa mi klatkę piersiową, a gdy stało się to nie do wytrzymania, gwałtownie zerwałam się do pozycji siedzącej, łapczywie wciągając powietrze.
Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Człowiek potrafi wyczuć, gdy jest obserwowany, nawet wtedy, gdy jest w głębokim śnie. Mimo tego, że miałam doskonałą świadomość pełnej przytomności umysłu, miałam wrażenie, że cały czas to tylko i wyłącznie wytwór wyobraźni. Bardzo powoli obróciłam głowę, aby na własne oczy zobaczyć, że na środku pokoju stoi nieznana mi postać.
– Kim jesteś? – zapytałam, dziwiąc się jak spokojny był mój głos.
Światło latarni, która wyjątkowo tego dnia była włączona, oświetlała profil mężczyzny. Nie mógł być o wiele starszy ode mnie. Jego rysy wskazywały na to, że niedawno przestał być nastolatkiem. Miał ostro zarysowaną szczękę i wyraz twarzy, który sugerował, że jest zdolny do wszystkiego. Jakimś cudem wydał mi się znajomy. Tak jakbym gdzieś, pośród miliona innych postaci, gdzieś już go widziała, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie.
Przez dłuższą chwilę milczał, mierząc mnie dokładnym spojrzeniem, które starałam się znieść, mimo tego, że w środku drżałam.
– Mówiłem ci, że niedługo się spotkamy, Faith.
Australijski akcent nie powinien być żadną niespodzianką, biorąc pod uwagę na jakim kontynencie się znajdowaliśmy, ale jakimś cudem mój mózg stwierdził, że to rzecz, którą powinnam zapamiętać. Głos miał dziwnie zachrypnięty, ale udało mi się go poznać niemal natychmiast. Nagle poczułam jakby znów sunął dłonią po mojej skórze.
– To byłeś ty. To ty byłeś wtedy w moim pokoju. – Przyśpieszony puls dudnił mi w uszach. Półcień wystarczył, abym była w stanie zobaczyć jak uśmiecha się w taki sposób, że strach opanował mnie jeszcze bardziej, ale nie mogłam pozwolić, aby przejął nade mną kontrolę, mimo tego, że byłam praktycznie zdana na jego łaskę.
– Nie jesteś zbyt spostrzegawcza. Byłem tu o wiele więcej razy, ale ty wydawałaś się tego magicznym trafem nie dostrzegać.
Wiedziałam, że nie zwariowałam, tylko ja zamiast zaufać własnym instynktom, po prostu wmawiałam sobie urojenia, a tymczasem on cały czas mnie obserwował. Najgorszy był fakt, że mógł ujawnić się w każdej chwili, ja zawsze byłabym bezbronna.
– Dzisiaj w szkole też byłeś? Zabiłeś Simona? – Na samą myśl o chłopaku poczułam dziwne ukłucie w okolicach klatki piersiowej.
Nie otrzymałam odpowiedzi od razu. Najpierw usłyszałam jego śmiech, od którego ciarki przeszły mi po plecach.
– To była niepotrzebna ofiara, która miała cię przestraszyć i jak widać podziałało, bo jest z ciebie jeszcze większy kłębek nerwów niż zwykle, jednak to nie ja go zabiłem, ale myślę, że domyślasz się kto to zrobił.
– Derek. – Jego imię wypłynęło z moich ust szybciej niż zdążyłam nad tym zapanować.
– Czasami jednak potrafisz myśleć – powiedział, zakładając ręce na piersi.
Tego było za wiele. Poczucie winy spłynęło na mnie z niewyobrażalną siłą. Świadomość, że Simon zginął tylko dlatego, żeby ktoś mógł mnie nastraszyć była przytłaczająca. Nieznajomy w jednym miał całkowitą racją, to była niepotrzebna śmierć. I bez tego byłam śmiertelnie przerażona.
– A ty, po co tu jesteś? – zapytałam drżącym głosem. Nie zauważyłam nawet kiedy zaczęłam płakać, mimo, że bardzo tego nie chciałam. Nie powinnam okazywać mu słabości.
– Powinnaś docenić moją obecność, Faith – powiedział, stawiając krok w moim kierunku. A zaraz potem następny. – Przyszedłem z ostrzeżeniem.
Niemal automatycznie cofnęłam się pod ścianą, kurczowo ściskając kołdrę. Przeklinałam w tamtej chwili mamę za to, że zabrała nóż spod poduszki. Przynajmniej miałabym jakiś sposób na obronę. Mogłabym wtedy choć spróbować go dźgnąć i uciec, a teraz mogłam jedynie rzucić mu kołdrę na głowę i mieć nadzieję, że wystarczająco długo będzie ją z siebie ściągał.
Milczałam, czekając do chłopak ma mi jeszcze do powiedzenia.
– Niedługo przyjdzie taki dzień, że twoje sny mogą stać się rzeczywistością, a ty, żeby temu zapobiec, będziesz musiała zrobić dokładnie to, co ci każę i pójdziesz ze mną. Jeśli tego nie zrobisz, zginie jeszcze więcej osób i to będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Nie mam ochoty zabijać nikogo, żeby tylko pokazać ci, że nie żartuję, więc uznaj to za oznakę mojej dobrej woli.
Patrzyłam na niego, nie wiedząc co zrobić ze słowami, które właśnie padły z jego ust. Grożenie mi było jedną sprawą, ale grożenie moim bliskim to było zupełnie coś innego.
Nieznajomy z ciekawością przyglądał się jak reaguję, ale nie chciałam dawać mu tej satysfakcji, więc starałam się nie pokazywać żadnych emocji, mimo że kosztowało mnie to więcej niż myślałam. Zagryzałam wewnętrzną stronę policzka tak mocno, że poczułam w ustach metaliczny smak krwi.
– Pamiętasz jak twój ukochany przyjaciel wrzucił cię do wody? Możesz mi wierzyć, bardzo tego nie chciał, ale ze mną nie miał szans. To samo może stać się z tobą. Wszyscy, których kochasz zginą z twoich rąk. Będziesz musiała żyć ze świadomością, że to ty wbiłaś nóż w ich ciało. Weź sobie do serca to, co ci mówię, bo nie będę się powtarzał.
Nie zdążyłam zauważyć, że znalazł się tuż przy krawędzi łóżka. Wstrzymałam oddech, mocno zaciskając powieki, podczas gdy on schylił się, opierając się pięścią o materac. Wyciągnął w moją stronę dłoń, nieśpiesznie przejeżdżając nią po moim policzku. Próbowałam się odsunąć, ale jedynie uderzyłam głową w ścianę. Chcąc nie chcąc, powoli otworzyłam oczy, spotykając się spojrzeniem z mężczyzną. Powinnam się tego spodziewać, jednak nawet to nie przygotowało mnie na to, co zobaczyłam.
Światło padające z ulicy może i nie było mocne, ale wystarczyło, żebym dostrzegła, że tak samo jak u Dereka, jego białka wypełniła czerń. Z nerwów było mi niedobrze. Tego wszystkiego było zbyt wiele, pomyślałam gdy łzy znowu zaczęły gromadzić się w kącikach moich oczu. Gdy on to dostrzegł, uśmiechnął się i wolnym krokiem osunął się w cień.
– Nadal nie powiedziałeś mi kim jesteś! – krzyknęłam, mając świadomość, że zaraz zniknie.
Usłyszałam jego cichy śmiech.
– Na razie powinno ci wystarczyć, że jestem Ashton. Myślę, że dobrze zapamiętasz to imię – powiedział, a chwilę po tym nie było już po nim śladu.
Zniknął, zostawiając za sobą tylko chaos.


Kogo my tu mamy? Powitajcie Ashtona, bo przecież o niego tutaj się rozprawia :) 
Bardzo Was proszę, komentujcie i polecajcie to fanfiction! Bardzo zależy mi na Waszej opinii.

3 komentarze:

  1. Nareszcie Ashton!
    Coś mi się wydaję, że on nie jest taki zły na jakiego wygląda. Mam rację czy może jednak się mylę?
    Swoją drogą to najgenialniejszy rozdział od początku Fallout, ale w sumie tak jak napisałam jest to dopiero początek, nieprawdaż? Jestem więcej niż przekonana, że w następnych rozdziałach będzie się jeszcze dużo działo. I liczę, że będzie też równie dużo krwi :D. Jaka ja jestem okrutna. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie pojawił się Ashton. Genialny rozdział, jeden z najlepszych (wiem, że było ich mało, ale jednak).
    Czekam na następny rozdział
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka epicka. Nic dodać, nic ująć.
    Nie spodziewałabym się tego, że Ashton przyjdzie ostrzec Faith przed czymś. Myślałam, że to on będzie ją męczyć i robić z życia piekło, a tu niespodzianka. Cóż, teraz kompletnie zbiłaś mnie z tropu.
    Ale sam fakt pojawienia się Ashtona bardzo mnie zaskoczył. Wyobrażam sobie Asha z czarnymi oczami... momentalnie kolana mi się uginają. Dlaczego by mi się to podobało? Sama nie wiem, ale urzekłaś mnie całą treścią rozdziału czwartego. Akcja powoli zaczyna się rozkręcać, na to czekałam!
    Do następnego. x

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy