29 sty 2016

Trzeci: Cain

The light goes down, (...)
you're shaking now.

Czas mijał nieubłaganie. Sekundy zamieniały się w minuty, a one w godziny. Obserwowałam jak wskazówki w jednostajnym tempie suną po tarczy zegara zawieszonego nad drzwiami biblioteki. Przez ostatnie kilka dni byłam nieobecna. Obowiązki wydawały się mnie przytłaczać, bo nie byłam w stanie odpowiednio się na niczym skupić. Dla mnie czas stanął. Żyłam gdzie obok tego całego zgiełku. Nawet mama, zajęta zmianami w szpitalu, zdążyła zauważyć, że coś jest nie tak, jednak starałam się jej niepotrzebnie nie martwić. Miała wystarczająco dużo swoich problemów, żeby jeszcze mieć na głowie moje urojenia. 
Próbowałam sobie wmówić, że przesadzam, że to nie może być prawda, ale gdy Calum wrzucił mnie do wody, a potem nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić, zaczęłam sądzić, że może coś jednak za tym stoi. Coś przerażającego. 
Do porządku przywrócił mnie huk książek uderzających o stół. Natychmiast obróciłam się na krześle, aby spotkać się wzrokiem ze sprawcą całego zamieszania. 
– Przestraszyłeś mnie – stwierdziłam, wstając z siedzenia. 
Chłopak uśmiechnął się przepraszająco, drapiąc się po głowie.
– Nie chciałem – powiedział, przysuwając opasłe tomy w moją stronę. – W moim przypadku siła intelektu przewyższą siłę mięśni. 
Simon zawsze w pewien sposób mnie rozczulał. Był częstym bywalcem biblioteki i z początku w ogóle bał się mnie o cokolwiek zapytać, jednak sukcesywnie starałam się go przekonać, że nie gryzę i zaczął się do mnie przekonywać. Chłopak był na drugim roku historii i naprawdę lubił to, czego się uczył. Zawsze wypożyczał dodatkowe materiały i poszerzał swoją wiedzę ponad program, ale miał problem z wpasowaniem się. Należał do samotników i nawiązywanie relacji przychodziło mu raczej z trudem, ale gdy udało się przebić przez jego mur, okazywało się, że to złoty chłopak. 
Podniosłam z biurka książki i niemal natychmiast ugięłam się pod ich ciężarem. 
– Powiedz mi, że tym razem wybierasz sobie jakieś lżejsze książki – powiedziałam błagalnym tonem. Simon jedynie wzruszył ramionami, posyłając mi uśmiech, którym mógłby przekonać mnie do wszystkiego.
– Dzisiaj posiedzę trochę w czytelni, więc dam radę obsłużyć się sam. – Puścił mi oczko, po czym skierował się w stronę swojego ulubionego stołu, znajdującego się w kącie pomieszczenia, jednak po chwili jakby sobie o czymś przypomniał i wrócił do tego samego miejsca. – W ogóle, jak tam twoja noga?
– Właściwie zadziwiająco dobrze – powiedziałam, zerkając na kostkę – Dzisiaj już bez przeszkód przyszłam na pieszo i nawet przestałam utykać. 
– To aż dziwne – stwierdził, marszcząc brwi. – Niedawno nie mogłaś nawet na niej dobrze stanąć, a mówisz, że jest aż tak dobrze. Nie jestem lekarzem, ale złamanie zrasta się jednak trochę dłużej. 
– Może trafił mi się jakiś praktykant, który nie rozróżnia skręcenia od złamania. – Machnęłam ręką, chcąc stworzyć pozory tego, że nie za bardzo przejęłam się tym faktem. 
– A może ukrywasz przede mną, że tak naprawdę masz ukryte supermoce i zalicza się do nich możliwość szybkiej regeneracji?
– No i mnie rozgryzłeś – powiedziałam rozbawiona, a chwilę potem Simon wreszcie udał się na poszukiwania nowych książek.
Obecność chłopaka poprawiła mi humor do tego stopnia, że byłam w stanie w miarę normalnie funkcjonować bez gapienia się na zegar przez cały czas. Poza tym, pani Martin była na urlopie i byłam zmuszona spędzać teraz całe dnie w bibliotece, na całe szczęście, tego dnia zajęcia na uniwersytecie nie odbywały się, dlatego też frekwencja gości znacznie spadła. Bez niepotrzebnego pośpiechu zaczęłam odkładać na półki książki zwrócone przez Simona. Kątem oka widziałam jak szpera pomiędzy regałami w poszukiwaniu tytułów, których potrzebował. Spędzał tu tyle czasu, że nawet moja pomoc stała się zbędna, bo w dziale z materiałami historycznymi był lepiej obeznany niż ja. Mimo, że Simon w pewien sposób mnie uspokajał, nadal pozostawałam czujna. Instynkt cały czas podpowiadał mi, że za chwilę może coś się stać. I tym razem okazała się nieomylna.
Odwróciłam się gwałtownie, czując na swojej szyi gorący oddech. Gdy spotkałam się spojrzeniem z Derekiem, niemal instynktownie odskoczyłam, ale dotknęłam plecami zimnej powierzchni ściany. Spoglądał na mnie, pochylając przy tym głowę z zaciekawieniu, podczas gdy moje serce zaczęło walić jak oszalałe. 
– Miło cię znowu widzieć, Faith – powiedział jak gdyby nigdy nic. – Miałem nadzieję, że cię tu spotkam. Jednak ty nie wydajesz się bardzo zadowolona na mój widok. 
– Wybacz, ostatnio nie wysypiam się zbyt dobrze. – Uśmiechnęłam się sztucznie, chcąc mu pokazać, że wcale się go nie boję. – Potrzebujesz jakiejś pomocy?
Znów uśmiechnął się w ten sam sposób, jak przy naszym pierwszym spotkaniu, gdy zapytałam go o znaczenie jego imienia, przez co prawie niezauważalnie się wzdrygnęłam. Wtedy uznałam to za nawet pociągające, teraz wywoływało u mnie tylko strach. 
– Zawsze wiesz jakie pytanie zadać, aby mnie uszczęśliwić. Tak się składa, że poszukuję jednego tytułu i miałem nadzieję, ze pomożesz mi w tym. 
Mówiąc to, wyciągnął w moją stronę dłoń, w której trzymał zwiniętą kartkę. Spoglądałam podejrzliwie to na jego twarz, to na papier. Sekundę zajęło mi podjęcia decyzji o wzięciu od niego papieru. Jednak w głowie zaświtał mi pewien pomysł, który na dobre rozwiałby moje wątpliwości co do tego, co wydarzyło się przy naszym pierwszym spotkaniu. Sięgnęłam po trzymaną przez Dereka kartkę i, niby przypadkiem, znów musnęłam ręką jego skórę, tym razem dokładnie przyglądając się jego twarzy.
Czułam przyśpieszający oddech, gdy i tym razem jego oczy wypełniła czerń, która zniknęła w momencie, gdy przerwałam kontakt. Chciałam uciec, ale ostatkami siły woli nadal stałam w tym samym miejscu i jak gdyby nigdy nic sprawdziłam jakiej książki poszukuje.
– O…Obawiam się, że nie mamy tutaj żadnych tytułów o demonologii – powiedziałam, starając się aby mój głos nie załamał się w żadnym momencie, ale wyszło mi to dość marnie. Wyminęłam go, na drżących nogach kierując się w stronę biurka ze świadomością, że Derek idzie tuż za mną. Nie panikuj, nie panikuj, tylko nie panikuj, powtarzałam sobie jak mantrę, chcąc dodać sobie chociaż odrobinę odwagi. Nogi miałam jak z drewna, a stawianie kroków stanowiło niemałą trudność. 
Gdy już stanęłam przy stole, poczułam na biodrach mocny, a wręcz brutalny uścisk. Niemal natychmiast napięłam wszystkie mięśnie i starałam się wyrwać, ale było to bezcelowe, bo byłam od niego o wiele słabsza. Tuż nad uchem usłyszałam jak zaciąga się zapachem moich perfum. Jedną dłonią delikatnie odgarnął moje włosy, a mi przed oczami stanęła scena, która rozegrała się w moim pokoju. Scenariusz był podobny, ale coś się nie zgadzało. To nie mogła być ta sama osoba. 
– Uwierz mi, jeśli poszperasz wystarczająco dokładnie, to znajdziesz wszystko, czego szukasz – powiedział, puszczając mnie równie gwałtownie. Natychmiast odwróciłam się, ale po Dereku nie było już ani śladu. Znowu zniknął.
Poczułam jak zbiera mi się na wymioty, a w oczach mam łzy. Oddychałam ciężko, próbując w jakikolwiek sposób się uspokoić, ale to wszystko było na nic. Zaklęłam trochę za głośno niż chciałam, zwracając tym samym uwagę Simona. 
– Co się stało? – zapytał, podchodząc do mnie. – Przynieść ci wody?
Nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, więc tylko pokiwałam głową, na co chłopak ochoczo zareagował.
– To nie ruszaj się. Albo nie. Usiądź sobie, żebyś czasem nie zasłabła. 
Z niemal chłopięcą delikatnością pomógł mi zając miejsce, a następnie biegiem ruszył po kubeczek z wodą.
Położyłam dłoń na klatce piersiowej, upewniając się, że bicie serca zaczyna powoli zwalniać. Stwierdzenie, że byłam skołowana to niedopowiedzenie. Nie miałam pojęcia o co chodziło Derekowi i co miał na myśli, mówiąc o tym, że mam czegoś szukać, ale wywoływało to u mnie złe przeczucia.
Simon wrócił szybko z szklanką wody, którą ochoczo opróżniłam, choć bardziej potrzebowałam raczej kieliszka wódki lub nawet całej flaszki. 
Nie należałam do osób płochliwych, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że przestałam czuć się bezpiecznie w przestrzeniach, które wcześniej miałam za prawdziwy azyl, dlatego mój organizm reagował w taki, a nie inny sposób. 
– Kto to był? – zapytał Simon, poprawiając okulary. Przyglądał mi się ze słaby skrywanym przerażeniem, ale ze względu na sympatię do niego, postanowiłam to zignorować, żeby nie poczuł się źle.
Długo wpatrywałam się w jeden punkt, obracając szklankę w dłoni zanim odpowiedziałam ze wzruszeniem ramion. 
– Nie wiem. Pojawia się tutaj ostatnio i się na mnie gapi. 
– Może to stalker? Myślałaś, żeby zgłosić to na policję? 
– Daj spokój, Simon. Dobrze wiesz jacy są studenci. Uraziłam jego dumę, ale za jakiś czas pewnie mu przejdzie, bo znajdzie sobie inną ofiarę. 
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, bo widziałam, że faktycznie się przejął tym faktem, ale uznałam, że nie warto go w to mieszać. Już i tak powiedzenie Calumowi było ryzykowne, jednak znałam go zbyt długo, żeby przez to uznał mnie za wariatkę. 
– Na pewno? Poradzisz sobie? – Pokiwałam twierdząco głową, siląc się na szczery uśmiech, który miał utwierdzić go w prawdziwości moich słów. – Muszę lecieć, ale jak coś, to dzwoń. Postaram się przyjść najszybciej jak się da. 
– Mój rycerz w lśniącej zbroi – zaśmiałam się, klepiąc go po ramieniu. Odprowadziłam go do drzwi, jeszcze kilkukrotnie zapewniając go, że wszystko będzie w porządku i dam sobie na pewno radę, więc gdy zniknął w korytarzu, poczułam ulgę, że nareszcie mogę w spokoju zająć się swoimi obowiązkami, jednocześnie starając się nie myśleć o kartce, którą schowałam do kieszeni jeansów. Zostało jeszcze trochę czasu do oficjalnego zamknięcia, ale biorąc pod uwagę znikomą frekwencję, stwierdziłam, że skończę to, co muszę i po prostu zniknę wcześniej. I tak nikt by tego nie zauważył.
Starałam się wyrobić na tyle szybko, aby opuścić bibliotekę jeszcze przed zapadnięciem zmierzchu, ale niestety nie udało mi się. Za oknem było już ciemno, gdy zabrałam swoje rzeczy z zaplecza i ruszyłam do wyjścia. 
Korytarz wydawał się dziwnie obcy, gdy nie było na nim żywej duszy. Dookoła panowała cisza i wszechobecny mrok. Gdybym codziennie nie chodziła tą samą drogą, miałabym problem, żeby w ogóle trafić do wyjścia. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego miejsca. Szłam tempem o wiele szybszym niż normalnie i może dlatego w pewnej chwili poślizgnęłam się i z wielkim hukiem upadłam na podłogę. 
Głośny jęk odbił się echem w opustoszałym korytarzu. Czułam przeszywający ból w kości ogonowej. Próbowałam ją pocierać, jakby to miałoby w jakikolwiek sposób pomóc, ale już wiedziałam, że tej nocy na plecach nie zasnę. No pięknie. Jakby ten dzień nie mógł być gorszy. Czym prędzej podniosłam się, chcąc ponownie ruszyć w stronę wyjścia, ale zamiast tego zamarłam w pół kroku. 
Miałam na sobie jasne jeansy, na których znalazło się coś, o co się poślizgnęłam. Spojrzałam na ślad, wyglądający zupełnie jak krew. Dopiero wtedy przyglądnęłam się kałuży, znajdującej się na podłodze. Ciągnęła się prawdopodobnie jeszcze daleko za drzwi, oddzielające poszczególne części korytarza. Chcąc nie chcąc, musiałam tamtędy przejść, mimo że wolałam tego uniknąć, ale to była jedyna droga do wyjścia. Poczułam w gardle ogromną gulę, ale jakimś cudem zmusiłam nogi do ruchu, choć wydawały się tak ciężkie jakby były z żelaza. Niepewnie popchnęłam drzwi, zupełnie niegotowa na to, co czeka mnie za nimi. 
Z gardła wydobyłam krzyk, na który nigdy nie myślałam, że będzie mnie stać. Przez długi czas patrzyłam się na to, co znajdowało się przede mną, myśląc że jest to zbyt okropne, żeby było prawdziwe. Takie coś widuje się tylko  w kiepskich horrorach, a nie prawdziwym życiu. Krew była wszędzie, a na samym środku korytarza leżało ciało. Kilkukrotnie zamrugałam, starając się powstrzymać łzy. Mimo, że nogi miałam jak z galarety, wiedziałam, że muszę podejść bliżej. Ostrożnie stawiałam krok po kroku, mocno zaciskając przy tym wargi. 
Na początku nie mogłam go poznać, jednak gdy zobaczyłam jego okulary i torbę, którą zawsze miał ze sobą, już wiedziałam, że przede mną leżało zmasakrowane ciało Simona. 

Nie mam dziś zbyt wiele do powiedzenia, oprócz standardowej, ale za to ogromnej prośby o komentarze i polecanie tego fanfiction. Uwierzcie mi, napisanie kilku słów zajmie Wam góra dwie minuty, a mi daje to ogromny kop do pracy, bo wiem, że mam dla kogo pisać. 

3 komentarze:

  1. Kuźwa, a polubiłam Simona. Przynajmniej nie zdążyłam się do niego przywiązać, ale go polubiłam. Rozdział oczywiście wspaniały. Ciekawe kiedy pojawi się Ash, mam nadzieję, że za niedługo.
    Czekam na następny rozdział
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Simon coś na długo nie zawitał. Szkoda chłopaka, fajny był, mimo, że wystąpił tylko raz.
    Z każdym rozdziałem robi się coraz ciekawiej i swoją drogą, zastanawia mnie kto pozbył się Simona. Czyżby Derek? Albo może Ashton? Tak w ogóle, jestem ciekawa kiedy nasza gwiazda zawita, zastanawia mnie w jaki sposób chcesz to wszystko pociągnąć. Teorii nie mam, więc jedynie zostaje mi czekać na kolejne, może dostanę odpowiedzi na pytania, które ciągle mnie nękają.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no, polubiłam Simona i jeszcze nie zdążyłam się z nim bliżej zapoznać, a ty już go zabijasz? Strasznie brutalna jesteś.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy