Powstało konto na twitterze poświęcone Fallout, jeśli jesteście super, zaobserwujcie je -> @falloutff
You've got no place to hide.
You've got no place to hide.
Tata zawsze mówił mi, że dobrze jest zapisywać swoje myśli, żeby nie uciekły. Powtarzał, że mam notować nawet najdziwniejsze rzeczy, które przyjdą mi do głowy. Nawet, jeśli z początku wydają się być jednym wielkim chaosem, w końcu tworzy się z nich jedna, logiczna całość, której nie miałabym okazji poznać, gdybym nie uwieczniła jej na papierze. On sam zostawił po sobie stos dzienników, których do dzisiaj nie miałam odwagi otworzyć. Wmówiłam sobie, że jeśli to zrobię, to uwolnię z nich jego cząstkę, którą z całych sił chciałam zatrzymać.
Nawyk noszenia ze sobą dziennika, mimo że z początku uważałam go za niepotrzebnego, pozostał ze mną już na stałe. Niektórzy nie mogą wyjść z domu bez telefonu, ja potrzebuję jedynie zniszczony zeszyt i długopis.
Ostatnio moje notatki stały się jeszcze bardziej chaotyczne niż zwykle. W głowie miałam ogromny mętlik, który przelewałam na papier. Jednak jedna rzecz cały czas się powtarzała. Czarne oczy. To właśnie one nie dawały mi spokoju.
Nie potrafię zliczyć ile razy odtwarzałam w głowie moment, gdy dotknęłam skóry Dereka. Powoli zaczęłam popadać w obsesję, próbując rozpracować co wtedy się stało. Udało mi się pogodzić z faktem, że to nie była moja wyobraźnia. To się stało naprawdę.
– Faith, wszystko w porządku? – usłyszałam głos tuż nad głową i niemal podskoczyłam. Obróciłam się na krześle i ujrzałam tak dobrze znaną mi twarz.
Felicia Marin była kobietą o złotym sercu. Kochała tę bibliotekę niemal tak mocno jak własne dzieci i oddawała jej całe swoje życie. Miała w sobie ogromne pokłady spokoju i zrozumienia dla wszystkich studentów. Może dlatego, że łamała stereotyp czepialskiej bibliotekarki zjednywała sobie sympatię każdego, z kim miała jakąkolwiek styczność. Gdy zaczęłam tu pracować, nauczyła mnie wszystkiego, co powinnam wiedzieć i sprawiła, że niemal natychmiast pokochałam to miejsce.
– Oczywiście, pani Martin – uśmiechnęłam się do kobiety na potwierdzenie moich słów.
Spojrzała na mnie, przykładając szczególną uwagę do moich oczu, które uważała za zwierciadło duszy. Często powtarzała, że to właśnie z nich można wyczytać najskrytsze myśli drugiego człowieka. Tylko co, jeśli wypełnia je czerń?
– Czy bardzo będzie ci przeszkadzało, jeśli już zostawię cię samą? – zapytała, kładąc mi dłoń na ramieniu. Zauważyłam, że miała już zawieszoną torbę na ramieniu, więc to pytanie padło raczej z grzeczności. Poza tym, akurat tego dnia nie było specjalnie dużo do robienia, poza standardowymi czynnościami, więc obecność nas dwóch nie była niezbędna.
– W żadnym wypadku – odpowiedziałam niemal natychmiast. – Pamiętam, że pani syn przyjeżdża, więc to naprawdę żaden problem.
– Bardzo ci dziękuję, dziecko – uśmiechnęła się promiennie. – Jeśli chcesz, możesz zamknąć dzisiaj wcześniej.
Pokiwałam głową, po czym wstałam z miejsca, żeby odprowadzić panią Martin do drzwi. Gdy tylko zniknęła za zakrętem, pognałam do komputera, aby zrealizować plan, który narodził się chwilę wcześniej w mojej głowie. Dlaczego dopiero teraz na to wpadłam? Baza biblioteki połączona była z wykazem studentów i ich danymi, razem ze zdjęciem. Mogłam spróbować znaleźć Dereka, aby upewnić się, że mnie nie oszukał i faktycznie jest studentem uniwersytetu. Największy problem stanowiło to, że nie znałam jego nazwiska, ale próbowałam zawęzić krąg poszukiwań do uczniów pierwszego roku, co nadal nie było takim prostym zadaniem, biorąc pod uwagę, że w bazie znajdowało się ponad pięćdziesiąt tysięcy osób ze wszystkich wydziałów. Nie zostało mi nic, tylko czasochłonne przeglądanie fotografii. Jego zainteresowanie znaczeniem imion mogło mi coś zasugerować, więc postanowiłam zacząć od kierunków humanistycznych.
Przez pierwsze pół godziny byłam pełna nadziei i sukcesywnie przeglądałam fotografie uczniów o imieniu Derek, jednak z każdą chwilą moje chęci topniały. To było jak szukanie igły w stogu siana i nic nie wskazywało na to, żebym chociaż odrobinę zbliżała się do rozwiązania zagadki.
Nie lubiłam się poddawać, ale okrutna prawda dotarła do mnie, gdy skończyłam przeglądać zdjęcia trzeciego roku. Po Dereku nie było ani śladu. Nie istniał w bazie danych uniwersytetu, więc co tutaj robił? To wszystko było takie dziwne. Popadałam w paranoję, analizując to krótkie spotkanie na każdy możliwy sposób, ale wiedziałam, że coś było nie tak. Nie potrafiłam tego racjonalnie wyjaśnić, jednak to dziwne przeczucie często mnie nie zawodziło. Tak samo było w dniu śmierci taty. Wtedy też po prostu wiedziałam, a gdy wróciłam do domu brutalnie się przekonałam o tym, że miałam rację.
Gdy wybiła piąta, a w bibliotece nie było nikogo, stwierdziłam, że to najlepsza pora, żeby zamknąć. Byłam umówiona z Calumem, który mieszkał trochę dalej niż ja, a biorąc pod uwagę godziny szczytu i tak dotrę tam najwcześniej za godzinę. Wyłączyłam bazę danych, chcąc zatuszować to, że w ogóle czegokolwiek tam szukałam, po czym pośpiesznie zabrałam swoje rzeczy i czym prędzej opuściłam kampus uniwersytetu.
Dom państwa Hood znajdował się w jednej z lepszych dzielnic Sydney, jednak w porównaniu z sąsiednimi budynkami, ich wydawał się niesamowicie skromny. Nie posiadał kortu do tenisa i miał tylko jeden basen, więc w jakiś sposób wyróżniał się na tle innych. Już dawno przestałam tutaj pukać czy dzwonić. Spędzałam tu tyle czasu, że pani Hood zaczęła mnie traktować jak kolejne dziecko.
Otworzyłam drzwi i niemal od razu przywitał mnie intensywny zapach pizzy i głośna muzyka, co oznaczało, że Calum znowu ma dom pod opieką, a mnie czeka tutaj ogromne sprzątanie, które u mnie wyprosi.
– Cal, gdzie jesteś?! – krzyknęłam, rozglądając się po kuchni. Korzystając z okazji, nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego.
– Basen! – usłyszałam przytłumiony głos przyjaciela gdzieś z oddali. Mimowolnie wzdrygnęłam się, ale ruszyłam w stronę, skąd dochodził jego krzyk. Szybkim krokiem pokonałam całą długość domu, aby znaleźć się w ogrodzie.
Tak jak się spodziewałam, Calum leżał na leżaku w samych spodenkach i korzystał ze słońca, którego, jak zawsze, było pod dostatkiem. Gdy mnie spostrzegł, spojrzał na mnie spod okularów przeciwsłonecznych i szeroko się uśmiechnął. W głowie od razu pojawiło mi się nasze pierwsze spotkanie, po którym od razu wiedziałam, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi i to właśnie między innymi jego uśmiech mnie do tego przekonał.
– Kto wreszcie raczył mnie odwiedzić – odezwał się, wskazując mi miejsce obok niego, jakbym potrzebowała specjalnego zaproszenia. – Jeszcze trochę, a zapomniałbym jak wyglądasz.
– Wiesz, niektórzy z nas muszą pracować na to, żeby jakoś się utrzymać – rzuciłam kąśliwie, kładąc się na drugim leżaku.
– Praca nad opalenizną też jest wyjątkowo męcząca – powiedział, wystawiając język. – Powinnaś kiedyś spróbować.
Przez okulary przeciwsłoneczne nie byłam w stanie dokładnie tego dostrzec, ale byłam pewna, że krytycznym wzrokiem zmierzył moje blade ręce. Jak na osobę od urodzenia mieszkającą od urodzenia w Australii dość kiepsko u mnie było z brązowieniem.
– A w najlepszym przypadku skończę czerwona jak burak – skwitowałam, biorąc łyk soku.
– Mniejsza o to – powiedział, zmieniając temat. – Derek się dzisiaj pojawił?
Calum był jedyną osobą, której zwierzałam się ze wszystkiego i wiedziałam, że nigdy nie uzna mnie za wariatkę, nawet gdy ja byłam już bliska w to uwierzyć. Powiedziałam mu nawet o nocnej wizycie u mnie w pokoju, która w mojej głowie nieustannie wiązała się z Derekiem. Po prostu nie uważałam tego za zupełny zbieg okoliczności.
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie ma po nim śladu. I to dosłownie – westchnęłam ciężko, patrząc na szklankę z napojem. – Nie ma go w bazie biblioteki, więc nie mam pojęcia skąd u licha się tam wziął.
– Może znalazł twój profil na facebooku, stwierdził, że jesteś oszałamiająco piękna i musi cię za wszelką cenę poznać, dlatego ukradł komuś kartę dostępu i po prostu sobie siedział, podziwiając cię?
– Biorąc pod uwagę mój urok osobisty to dość prawdopodobne – zażartowałam, zarzucając włosy za ramię.
Przebywanie z Calumem miało jedną, podstawową zaletę. Przy nim zawsze można było zapomnieć o problemach, nawet tych najpoważniejszych. Tak było i tym razem. Już po kilku minutach moje mięśnie stały się bardziej rozluźnione i mogłam w spokoju po prostu spędzić czas na śmianiu się, a nie nieustannym oglądaniu za siebie. Calum był moim gwarantem bezpieczeństwa, przez co pozwalałam sobie wierzyć, że z nim nie grozi mi nic złego, poza jego głupimi pomysłami, które czasami przychodziły mu do głowy.
– Nie sądzisz, że może to mieć coś wspólnego z…
– Nie – niemal natychmiast weszłam mu w słowo, ucinając spekulacje, które chodziły mu po głowie.
– Ale…
– Nie, Calum – powiedziałam jeszcze pewniejszym głosem niż wcześniej. – To na pewno nie ma z tym nic wspólnego.
– Dobra, już dobra, tylko mnie nie bij – mruknął, udając obrażonego.
Uśmiechnęłam się, chowając twarz we włosach. Pierwszy raz od kilku dni czułam się dziwnie spokojnie. Już nie reagowałam strachem na każdy, chociażby najmniejszy podmuch wiatru, który docierał do mojej skóry.
– Wybieramy się do Pandemonium w następny weekend? – zapytał znienacka.
Na moment się zamyśliłam, wpatrując się w jeden z tatuaży Caluma. Mimo tego, że nie lubiłam tłumów, wypady do klubów należały do rzeczy, które uwielbiałam. Dzięki głośnej muzyce i odpowiedniej dawce alkoholu, potrafiłam zapomnieć o wszystkim. Gdyby nie to, po śmierci ojca postradałabym zmysły. To była moja ucieczka od wszelkich problemów. Może tak będzie i tym razem?
– Jasne – wzruszyłam od niechcenia ramionami. – Może być ciekawie.
– Nie bądź już taka skromna – parsknął śmiechem. – Nie muszę przypominać kto tutaj na co dzień jest potulną bibliotekarką, a w nocy zamienia się w księżniczkę nocnego życia Sydney.
– Tylko księżniczkę? W tym momencie mnie obrażasz.
Udałam oburzenie, chwytając się dramatycznie za klatkę piersiową. Ułożyłam się wygodniej na leżaku, wystawiając tym samym moją skórę na działanie promieni słonecznych. Pewnie pożałuję tego już wieczorem, gdy będę zrywać płaty poparzonego naskórka. Przymknęłam oczy, ciesząc się przyjemnym uczuciem ciepła, które zaczęło się rozchodzić po moim ciele.
Nie minęło dużo czasu, gdy usłyszałam głośny plusk, a kilka kropel zimnej wody wylądowało na mojej nodze.
– Wskakuj! – krzyknął radośnie, jak zawsze łudząc się, że do niego dołączę, mimo że doskonale wiedział, że tego nie zrobię.
Popatrzyłam na niego z politowaniem, co natychmiast zrozumiał jako odmowę. Zrobił obrażoną minę i po wzruszeniu ramionami, które miało pokazać mi jak wiele tracę, odpłynął na drugi brzeg basenu. Obserwowałam jak niebieska woda faluje niespokojnie pod wpływem ruchów jego ramion, i uspokajałam się jednocześnie. Lubiłam dźwięk wydawany przez wzburzoną wodę. Przypominał mi o dzieciństwie i o tym jak tata uczył mnie pływać. To było dobre wspomnienie, ale niosło ze sobą również wiele bólu, bo przypominało o tym, że jego nie ma już ze mną, mimo że wiele razy obiecywał, że będzie zawsze, gdy tylko będę go potrzebować.
Na dłuższą chwilę kompletnie się wyłączyłam. Dopiero gdy poczułam mokre dłonie podnoszące mnie z leżaka, natychmiast się otrząsnęłam.
– Calum, co ty wyprawiasz? – krzyknęłam, próbując się wyrwać, jednak zdało się to kompletnie na nic. – Puszczaj mnie!
Wydawał się zupełnie nieobecny, kompletnie nie zwracając uwagi na mój opór. Mocno złapałam go za szyję, chcąc nie dopuścić do tego, co za chwilę miało się stać, ale nawet to nie powstrzymało go przed popełnieniem jednego z największych głupstw w historii naszej przyjaźni.
Spotkanie z wodą okazało się jeszcze gorsze niż się spodziewałam. Jej chłód sprawił, że mimowolnie otworzyłam usta, tym samym wpuszczając ją do nich. Powinnam się wynurzyć niemal natychmiast, jak to się stało z Calumem, jednak nic takiego się nie zdarzyło. Byłam przytłoczona przez wszechobecną toń, która przyduszała mnie do dna. Zaczynało brakować mi powietrza, bo nawet nie zdążyłam go dobrze nabrać, gdy zanurzałam się. Machałam rękami i nogami, ale w żaden sposób to mi nie pomagało. Cały czas byłam na dnie, niezdolna do poruszenia się nawet o milimetr. Prawie tak, jakby jakaś dziwna siła przytrzymywała mnie na dnie. Czułam się tak jakby na mojej klatce piersiowej znajdował się ogromny ciężar, który blokował mi możliwość wypłynięcia. Desperacko pragnęłam wydostać się na powierzchnię, ale nie mogłam. Ciśnienie rozsadzało mi czaszkę, a woda zaczęła dostawać się do płuc, odbierając mi resztki tlenu.
Powoli traciłam świadomość, gdy wreszcie dosięgnął mnie Calum i silnym pociągnięciem, wyprowadził mnie na powierzchnię. Natychmiast zaczerpnęłam ogromny haust powietrza, które potraktowałam niemal jak błogosławieństwo.
– Co to było? – zapytał, patrząc na mnie przerażony. Jedną ręką nieporadnie odgarniał mi włosy z twarzy, a drugą mocno trzymał moje roztrzęsione ciało, jakby bał się, że ta sytuacja mogła się powtórzyć. Sama z całych sił, które mi pozostały objęłam go, oddychając ciężko.
Byłam w szoku. Wydanie z siebie chociaż najmniejszego dźwięku graniczyło z cudem. Kiedy wreszcie wydostaliśmy się z basenu, niemal natychmiast popędziłam na chwiejnych nogach do środka. Słyszałam jak woła mnie Calum, ale zignorowałam to. Nie przejmowałam się, że mokrymi dłońmi mogę pozostawić ślady na nieskazitelnych ścianach. Zatrzasnęłam za sobą drzwi łazienki, przekręcając zamek. Opierając się o drewnianą powierzchnię, zaczęłam kaszleć, chcąc pozbyć się pozostałości wody z płuc. Na ślepo ściągałam z siebie przemoczone ubranie, chcąc zapomnieć o tym cholernym chłodzie, który przeszył moje ciało, gdy wpadłam do basenu. Na czworakach doczłapałam do wanny i odkręciłam czerwony kurek. Z kranu mógł lecieć nawet wrzątek, nie przeszkadzałoby mi to, o ile pomogłoby mi się ogrzać.
Ostatkami sił wdrapałam się do wanny, zasuwając za sobą zasłonkę i pozwoliłam aby ciepło ogarnęło moje ciało. Woda była nieprzyjemna, parzyła mnie, ale tłumiłam w sobie uczucie bólu. Zwinęłam się w kłębek, słysząc odgłosy z drugiej strony.
– Faith, wszystko w porządku? – krzyczał Calum, waląc pięścią w drzwi.
– Daj mi spokój! – odkrzyczałam, chcąc brzmiąc przekonująca, ale zabrzmiało to bardziej jak szloch. – Wiedziałeś, że nie zbliżam się do wody!
– Wiem, przepraszam. Nie wiem co mnie napadło – mówił skruszony. – Może chociaż coś ci przynieść? Ciuchy, cokolwiek?
– Obejdzie się – mruknęłam na tyle cicho, że przez szum wody nie było mnie słychać.
– Faith, proszę cię wpuść mnie. – W jego głosie słyszałam rezygnację. Naprawdę było mu przykro i prawidłowo. Przecież wiedział, że już od dobrych kilku lat nie moczyłam się w większych akwenach niż wanna czy jacuzzi.
– Możesz przynieść mi coś do ubrania – powiedziałam, chcąc żeby dał mi chociaż chwilę spokoju.
Calum bardzo chętnie zastosował się do mojej prośby i słyszałam jak biegnie do swojego pokoju, w którym miałam jedną półkę przeznaczoną na moje rzeczy.
Westchnęłam ciężko, chowając twarz w dłoniach. Bicie serca powoli zaczęło się normować i przestał mi towarzyszyć ten dziwny chłód. Minęło pięć minut, zanim poczułam, że mogę już normalnie stać na nogach. Zakręciłam wtedy wodę i, wspierając się o ścianę, wyszłam z wanny. Całe pomieszczenie zaparowało pod wpływem gorąca. Znałam to miejsce na pamięć, więc nie musiałam nawet patrzeć, aby wiedzieć gdzie wisi ręcznik, który pani Hood zawsze dla mnie zostawiała. Chwyciłam go w dłonie i mocno się nim owinęłam.
Dopiero wtedy odwróciłam się, aby przejrzeć się w lustrze, jednak zamiast tego zamarłam. Na zaparowanym lustrze ktoś napisał palcem wielką literę A. Tylko jak to było możliwe, skoro zamknęłam drzwi?
Jak Wam się podoba nowy szablon? Ja jestem w nim zakochana!
Wiecie jak to jest z początkami, trzeba przez nie przebrnąć i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną, żeby dowiedzieć się co będzie się działo dalej. Mam przygotowanych kilka niespodzianek, więc myślę, że nie będziecie się nudzić :)
Baaaaardzo Was proszę komentujcie i polecajcie to fanfiction innym!
No i pamiętajcie o zaobserwowaniu konta na twitterze!
Gdy weszłam w link bloga i przed oczami miałam piękny, nowy szablon, dolna warga powędrowała mi w dół. Jejku, jest piękny, zauroczyłam się w nim!
OdpowiedzUsuńPrzejdę teraz do oceniania rozdziału, bo przecież pewnie na tym zależy ci najbardziej. Cóż, uwielbiam idiotę Caluma, więc co tu więcej mówić. Przekupiłaś mnie tym jego zachowaniem, ale moment, w których Faith znalazła się na dnie basenu sprawił, że prawie oddech mi się zatrzymał. Ja będę mieć koszmary haha.
Literka "A"? Ashton jest wśród nas.... Bójmy się!
Genialny rozdział, to opowiadanie jest ogromnie intrygujące. Wspaniale piszesz. ''A'' jak Ashton? Już nie mogę się doczekać jego pojawienia się! Uwielbiam Cala.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział
Pozdrawiam ^^
Calum! *.* Kocham ten fanfic jeszcze bardziej!
OdpowiedzUsuńMam swoją małą teorię, że Cal w tym momencie nie był sobą. Coś go opętało, zawładnęło nim.
I szczerze mówiąc to "A" sprawiło, że się skrzywiłam, bo zaleciało mi PLL. :/
Oprócz końcówki, całkiem spokojny rozdział. Już się nie mogę doczekać następnego, no i kiedy w końcu pojawi się Ashton. ;3